Zumra była sama w przeogromnej nicości, jaka ją otaczała. Wiedziała, że tak nie powinno być. Że powinna podarować istnienie niezliczonej ilości światów, bo tylko tak było prawidłowo. Jeśli ona miała być, to coś miało być razem z nią, bo tak mówiło jej miłosierne serce.
Więc zaczęła swoją pracę jako Stwórczyni. Wyjęła błyski ze swych oczu, by stworzyć słońce i gwiazdy, wykorzystała krew z własnych ust, by powstały galaktyki. Oddała swoje piersi, by ulepić planety i nowe światy. Straciła oddech, by na owych planetach znajdowało się tak potrzebne do życia powietrze. Zmęczona usiadła, obserwując, czy jej dzieci wreszcie się narodzą, by nie była już kompletnie sama. To było planowane.
Tak się jednak nie stało. Rozgoryczona swoją porażką Zumra rozpłakała się słonymi łzami, które wypełniły zagłębienia na jej ulubionej planecie. To nie tak miało być! Miały się zrodzić jej dzieci! Miała stworzyć życie, na które tyle czekała!
Dopiero, gdy jej łzy się skończyły, ujrzała w powstałych oceanach ryby i mięczaki, i rośliny, i plankton, które żyły i rozmnażały się. I wtedy do niej dotarło: woda! Potrzebna jest woda, by jej dzieci mogły rosnąć i się rozwijać.
Wykorzystała część wylanych, by wypełnić nimi mniejsze zagłębienia i koryta. Tam jednak szybko wyparowały, a po czasie zasłoniła je ziemia. Zumra, zła, że jej życiodajny plan nie działa, zaczęła uderzać w skłębione w powietrzu łzy, aż te spadły z powrotem na ziemię. Tym razem zabezpieczyła je i zakazała wyparowywać, choćby świat rozdarł się na pół.
Stworzycielka szczęśliwie obserwowała, jak nowe stworzenia rozwijają się i rosną, jednakże to nie było jeszcze to. Nie czuła się zadowolona z rezultatami, jakie otrzymała. Chciała dla swoich dzieci jak najlepiej, chciała dać im ciepło swojej miłości, gdyż marzły nocą, gdy ona kładła się spać.
W swojej mądrości wycięła kawałek gorejącego miłością serca i podarowała go swoim ukochanym stworzeniom. Jej ulubione dzieci przyjęły ten dar z radością, obiecując wieczną opiekę nad nim i używania go wraz z przeznaczeniem.
Dając im ogień, Stwórczyni nadała też imię swojej najwspanialszej kreacji. Powiedziała im:
– Będziecie moimi potomnymi. Będziecie degunami, gdyż to wyróżnia was od reszty moich dzieci. Będziecie inteligentni, zdolni do odróżniania dobra od zła, a wasze ogony będą symbolizować wasze powiązanie ze mną. Ścięcie tego ogona oznacza oderwanie ode mnie, czego nigdy nie róbcie, bo nie będę mogła was zabrać do mojego domu.
I stało się. Deguny stały się degunami, potomnymi bogini Zumry. Ich wdzięczność miała odzwierciedlenie w posłuszeństwie i oddaniu, wierności i miłości. Złamanie zasad Zumry było największym z możliwych grzechów, gniew jej kapłanów był najgorszą z możliwych kar. Tylko Zumra mogła decydować o nowych królach, tylko za jej zgodą wolno było brać śluby. Z nią jako władczynią absolutną Shayanta rozwijała się i rozrastała do niesamowitych rozmiarów.
Jednakże doszło do dnia, który przewidziała tylko sama Stworzycielka. Dzień rozłąki, kiedy to Matka musiała odejść do domu, do własnego domu, zostawiając ukochaną krainę w rękach losu.
Był to dzień smutny, ale i konieczny. Zumra rzekła:
– To dzień, w którym moje ukochane dzieci, moje deguny, stają się rasą wolną. Nie będą już was ograniczać moje decyzje i nałożone granice, a jedynie wasza własna wola będzie utrzymywać was w ryzach. Od dzisiaj sami decydujecie o swoim życiu, jednak miejcie się na baczności, bo gdy nadejdzie dzień osądu, to ja zadecyduję, czy macie prawo oglądać moje oblicze. Bądźcie dobrzy, a dobrem was wynagrodzę! Bądźcie wierni, a rady moje wiernie wam służyć będą. Bądźcie miłosierni, a miłosierdzie moje w grobie was dotknie. A teraz żegnajcie, potomni, gdyż na mnie już czas.
Tak oto rozdzielił się świat boski i śmiertelny do czasu osądu, kiedy wszystko zostanie ocenione krytycznym okiem Zumry. Kto nie zda egzaminu, przepadnie na wieki w pustce, a kto upodoba się Wielkiej Pani, będzie po wsze dni oglądać jej oblicze w jej obiecanym domu.
Etykiety: Księga Czasu, Księgi
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)